Naleśniki to jeden z moich ulubionych przysmaków. Mama zawsze przyrządzała z serem na słodko. Nawet następnego dnia po podsmażeniu smakowały genialnie. Taki smak z dzieciństwa. Dzisiaj powrót do dawnych lat, ale już z lekkimi modyfikacjami. Bo dorastamy, zmieniają się nasze upodobania, także kulinarne. Jak widać nuta tradycji zawsze zostaje, ale nowe odsłony też mogą być smakowite. Przekonajcie się sami.
Przygotuj:
- 2 szkl. wody gazowanej
- 2 jajka
- 2 łyżki erytrolu
- 1 łyżka rozpuszczonego oleju kokosowego
- 1 szkl. mąki gryczanej (bez 1 łyżki, szklankę dopełnić 1 łyżką mąki ryżowej)
Dodatki:
- ricotta, masło orzechowe, banan, orzechy włoskie, domowy dżem, jagody goji
Do dzieła:
Do miski wbij jajka, dolej wodę i wymieszaj. Dodaj erytrol lub inne słodzidło oraz rozpuszczony olej kokosowy. Na koniec dosyp mąkę i dokładnie wymieszaj, do uzyskania gładkiej konsystencji. Rozgrzej patelnię, przetrzyj ją ręcznikiem papierowym, lekko namoczonym w oleju kokosowym. Wlej porcję ciasta i smaż do zarumienienia z obu stron. Gotowe naleśniki pozostaje już tylko posmarować ulubionym nadzieniem.
Tym razem postanowiłam pokazać różne kombinacje. Kilka składników, które w zależności od połączenia dają różne walory smakowe. Na czym bazowałam??? Oczywiście jak naleśniki to z serem, ale nie byłabym sobą jakbym trochę nie urozmaiciła, dlatego wybrałam ricottę. A że smak jej neutralny to z każdym dodatkiem świetnie współgrała.
Świętnie skomponowała się z masłem orzechowym. Przez to nie były tak mulące, jak w przypadku samego masła, za to bardzo sycące.
W kolejnej odsłonie wystąpiła z bananem i orzechami włoskimi. Połączenie też ciekawe i bardzo smakowite, szczególnie, że uwielbiam wszelkiego rodzaju orzechy. Włoskie to nabytek z domu, więc szczególnie wartościowe.
Z rodzinnych stron przywiozłam również maminy dżemik truskawkowy, więc jego też nie mogło zabraknąć. To kolejna wersja gryczanych naleśników z ricottą. Nieco słodsza, bo i mamusia cukru w dżemie nie szczędziła (nie będę Wam wciskać, że stewią słodzony) 😛 Ale od czasu do czasu troszkę cukru nikomu nie zaszkodzi. Wszystko z umiarem.
Jeszcze pozostało masełko orzechowe, więc pasowało je wykorzystać. Można po prostu nim posmarować naleśnika i posypać np. jagodami goji. Dla mnie bomba. Trochę kaloryczna, bo masło orzechowe trochę kalorii ma. No ale całego słoika na raz nie zjadłam 🙂 a naleśniki okazały się świetnym lunchem w pracy, na kilka dni z kolei.
Jak widać jedne naleśniki, a kombinacji dziesiątki. To są tylko niektóre propozycje, możecie dodać swoje ulubione składniki i stworzyć jeszcze inne wersje. Z chęcią zaczerpnę inspirację.
Oj zjadłabym! Na jednym na pewno by się nie skończyło 🙂
Racja ? Ten smak wciąga ?